-->
Strona główna | Mapa serwisu | English version  
Ryszard Kusz
Strona domowa
Stronka jest moją wizją rzeczywistości ukrytej przed ludźmi, robiona przy małej wiedzy warsztatu webmastera
O sprawach tu poruszanych nie dowiesz się w oficjalnych mediach

”i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” - [Jan 8, 32]
Bankowość
Ekonomia > Bankowość

W spirali długu



Banki, jak wiadomo, odgrywają w gospodarce ważną rolę. Pieniądz jest epokowym wynalazkiem , bez niego możliwa jest tylko prymitywna gospodarka oparta o wymianę naturalną. Nie istnieje bez pieniądza rozwinięty podział pracy. Banki są zatem ośrodkami wokół których buduje się zaufanie i długoterminowe relacje na nim oparte. Uczestniczą w przekształcaniu oszczędności w inwestycje, mobilizują zatem kapitał.

Klient powierzający swoje oszczędności powinien być pewien że ich nie straci. Bez zaufania gotówkowe oszczędności będą trzymane w domu a nie w banku. Nie zostaną zmobilizowane, nie pracują w gospodarce. Ekonomia potrzebuje zdrowego pieniądza. Bez niego oszczędności często opuszczają kraj w dewizach. Wielkie oszustwa bankowe uniemożliwiają latami budowę kapitalizmu. Banki przynoszą właścicielom spore dochody. Banki uczestniczą w kredytowaniu, stabilizowaniu i modernizowaniu gospodarki, są jej częścią.

W rozwiniętych i stabilnych krajach tzw. centrum udział kapitału obcego w bankowości jest znikomy. Wynosi on według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego: w Austrii 4%, Danii 7%, Francji 12%, Hiszpanii 13%, Niemczech 6%, Norwegii 7%, Portugalii 15%. W USA wynosi 11%, Kanadzie 7% .
Najmniejszy udział kapitału obcego ma posiadająca potężne rezerwy finansowe Japonii - 2%. W Korei wynosi on 16%. W gospodarkach kapitalizmu zależnego udział obcego kapitału w bankach jest większy - Argentyna 40%, Brazylia 37%, Chile 35%, Meksyk 30%, Malezja 42%. Źle wyglądają kraje postkomunistyczne: Polska - 88%, Czechy – 65%, Węgry 70%. Próba zarządzania gospodarką bez banków jest tym samym, co jazda samochodem bez kierownicy. Bliska osiągnięcia przeciętnego poziomu gospodarczego Unii Europejskiej Słowenia ma 10% udziału kapitału obcego w bankowości. Słoweńska opinia publiczna i jej rząd niewiele robią sobie z zagranicznych rad i nie ugięła się nawet pod politycznymi naciskami ONZ w sprawie mniejszości narodowych. Sprywatyzowany majątek w większości jest w rękach obywateli, a nie zagranicy. Każdy rząd, za którym stoi murem narodowa opinia publiczna jest nieczuły na zagraniczne naciski i konsekwentnie realizuje cele narodowe. Tymczasem polski rząd – bez względu na barwę polityczną - bardziej musi liczyć się z opiniami kapitału nomadycznego niż opiniami i interesami swoich obywateli.
Istnieją rzecz jasna skorumpowane, małe kraiki, w których bankowość należy w całości do obcych, ale w grupie państw średniego rozmiaru Polska jest ewenementem światowym – takiej gospodarki nie ma nigdzie na świecie! Banki sprzedano po dość powierzchownej dyskusji, przeprowadzonej w ciasnych kategoriach umysłowych, nie analizując perspektyw ani warunków brzegowych rozwoju gospodarki. Rząd może jedynie mówić, na przykład, o polityce kredytowej, bowiem żadne obce banki nie muszą go słuchać.
W 1998 roku Andrzej Wolski, wicedyrektor Związku Banków Polskich optował za pozostawieniem instytucji finansowych w rękach państwa i krajowego kapitału: - Po prostu szkoda wyzbywać się wszystkich akcji bankowych, jeżeli ich cena prawie na pewno w przyszłości wzrośnie. Doświadczenie krajów ościennych wskazuje, że utrzymanie części sektora bankowo-finansowego w rękach kapitału krajowego jest korzystne. Uwzględnić przecież należy preferencje klientów bankowych, którzy, jak wynika z sondaży wolą powierzyć swoje pieniądze instytucjom narodowym.
Co ciekawe - pogląd ten był szeroko podzielany w polskich kręgach finansowych, ale prywatyzatorzy nie mogli zostawić w spokoju takiego kąska. Konsekwentnie realizowali plan wyprzedaży sektora.
Według danych Ministerstwa skarbu Państwa z 30 marca 1998 udział kapitału zagranicznego w bankach wynosił już 43.6%. Zdaniem wielkiej prywatyzator, wiceminister Alicji Kornasiewicz komentującej dane: – to wcale nie jest dużo.
Murem za swą szefową stał podsekretarz stanu Jacek Ambroziak: - Zwiększający się napływ kapitałów obcych do banków nie jest zły. Nam jest wszystko jedno, czy to jest inwestor polski, czy zagraniczny. Zważamy jedynie na to, żeby bankowy inwestor nie był inwestorem słabym
Taka niepoważna „argumentacja” zadecydowała o wyprzedaży banków. Woda była tak mętna, że w sumie mało kto się orientował, o co w tym wszystkim chodzi. Słaby intelektualnie (i etycznie) polski parlament nie przeszkodził w forsowaniu zamierzeń grupy „prywatyzatorów”, choć podejmował pewne próby.
Sejm RP na swoim 78. posiedzeniu w maju 2000 roku odrzucił informację rządu o stanie i przyszłości sektorów bankowego i ubezpieczeniowego. W podjętej uchwale czytamy: - Interes gospodarczy i społeczny Polski wymaga, aby dalsza prywatyzacja banków, w tym PKO BP i BGZ, przebiegała w sposób zgodny z intencja społeczeństwa i Sejmu PRL oraz w sposób zabezpieczający polska racje stanu. W związku z powyższym, Sejm zwraca się do rządu RP, aby w terminie 3 miesięcy, licząc od daty przyjęcia uchwały, przedstawił Sejmowi zasady, jakie będą obowiązywały przy prywatyzacji banków, w tym PKO BP i BGŻ.

Nigdy jasno nie przedstawiono tych zasad.



Banki wolą finansować rząd

Podstawą gospodarczej suwerenności jest własność. Własność jest najmocniejszą podstawą wolności. Bez własności nie ma wolności, jest niewolnictwo. Zawłaszczenie, to po łacinie „ocupatio” a wiec okupacja. Banki udzielając kredytów wchodzą w posiadanie tajników polskich firm. Polskie firmy wchodząc we współprace z „polskimi” bankami nie mają po chwili żadnych tajemnic dla firm zachodnich, tracą element konkurencyjności.
We wrześniu 2004 roku aktywa banku PKO BP wynosiły ponad 84 mld złotych. Wpływ z prywatyzacji od 1990 roku wyniósł mniej, bo tylko 78 mld. Pozbycie się tego banku oznaczałoby przekazanie kontroli nad aktywami większymi niż cały sprzedany - sprywatyzowany majątek narodowy.
Wytyczone cele prywatyzacji sektora bankowego nie zostały osiągnięte. Celami była modernizacja, konkurencja i wzmocnienie kapitałowe. Jak wynika z zestawień wyników sektora bankowego, gros zysku jest wypłacane akcjonariuszom jako dywidenda. Nie ma nowoczesnej technologii ani walki konkurencyjnej o klienta: to była tylko zasłona dymna postawiona dla celu wyprzedaży sektora.


„Polskie” banki są słabiutkie kapitałowo. Według danych z 2002 roku wielkość aktywów całego „polskiego” systemu bankowego wynosiła, przeliczona dla celów porównawczych, 108 mld euro. Całość aktywów Deutsche Bank (łacznie z aktywami zagranicznymi) wynosiła 850 mld euro. Cały zaś niemiecki sektor bankowy jest aż 60-krotnie większy od „polskiego”. System bankowy Wielkiej Brytanii - aż 55-krotnie większy. Banki malutkiej i słabiutkiej Grecji są dwukrotnie od „polskich” mocniejsze.

W rozwiniętej gospodarce rynkowej ponad 70% aktywów banków stanowią kredyty. Dzięki nim występuje zjawisko ważne dla długoterminowego wzrostu, alokacji kapitału w nowych dziedzinach gospodarki osiągających dobre wyniki.
Niestety, w bankach na terytorium Polski udział kredytów, to zaledwie 38% aktywów banków. Wysokie oprocentowanie rządowych papierów skarbowych powoduje, że banki chętnie je kupują. Papiery te stanowią główną pozycję banków komercyjnych. Zaszło zjawisko wypierania kredytów przez bony. Banki w swoim portfelu mają ponad 1/3 długu publicznego.
W normalnej bankowości banki żyją dzięki finansowaniu gospodarki. W Polsce udział kredytów gospodarczych jest wręcz znikomy.
Źródłem pomyślności banków jest wysokie oprocentowanie bonów rządowych. Odbywa się to kosztem finansowania produkcji i usług oraz ich modernizacji. Natomiast redystrybucja długu publicznego jest źródłem wzbogacania banków. Sytuacja ta rodzi patologie w wielu obszarach gospodarki.
Redystrybucja długu publicznego w sytuacji wysokich stóp procentowych ma szereg negatywnych konsekwencji. Ogromny koszt obsługi długu publicznego wymusza zwyżki podatków i nadmierny fiskalizm. Dławi gospodarkę. Wysokie stopy są także silnym czynnikiem dekoniunktury.

To tylko cześć złowrogiego pokłosia deficytu.


Zapłaci za nas późny wnuk


Uporczywy deficyt budżetowy jest oznaką złego stanu gospodarki kraju.
Deficyt wywołuje szereg negatywnych efektów – powoduje wypychanie (crowding out) z rynku kredytobiorców przez państwo, podnosi rynkowe stopy procentowe, tworzy ryzyko pułapki zadłużeniowej, pogarsza saldo obrotów bieżących, zmniejsza prywatne oszczędności i inwestycje.
Duży koszt obsługi długu był spektakularnie widoczny w okresie wysokich stóp procentowych w latach 1999 i 2000. Koszty obsługi długu przekroczyły wtedy wysokość deficytu budżetowego i w ten sposób rozkręcała się spirala zadłużenia. Długie utrzymywanie wysokiego deficytu oznacza wejście w pułapkę. Potencjalnie niebezpieczne jest zadłużanie się za granicą, bowiem w sytuacji zawieruchy dłużnik ma niewielki lub żaden wpływ na kurs swojej waluty i dług liczony w osłabionej walucie krajowej może gwałtownie wzrosnąć. Zaciąganie wielkich długów oznacza spychanie na przyszłe pokolenia swoich problemów. W zasadzie bezkarnie mogą zadłużać się tylko USA, choć siła symbolu dolara też nie jest nieskończona.

Porównanie polskiego deficytu z innymi krajami nie jest proste z powodu nieprzejrzystości naszej polityki budżetowej. W latach 1991-1998 stosowano tak zwaną definicję klasyczną deficytu. Od 1998 roku zmieniono definicje i wyłączono z dochodów budżetowych prywatyzacje, co skutkowało ogromnym zwiększeniem deficytu. Stosuje się działania ukrywająco-maskujące i zaciemniające, które nie pozwalają ocenić sytuacji. Tworzy się m.in. fundusze oraz udziela wewnątrzbudżetowych pożyczek i pożyczek wzajemnych. Zjawiska własności - zobowiązań krzyżowych oprócz fantastycznej możliwości zaciemniania sytuacji mają też fantastyczne własności destabilizacji systemu co m.in. pokazał kryzys rosyjski z 1998 roku. Nigdy dokładnie nie wiadomo jak wygląda rozdawnictwo pieniędzy podatników.

Wydatki publiczne są czynnikiem odziaływującym na koniunkturę. Idea lorda Johna Maynarda Keynesa polepszenia koniunktury przez zwiększenie wydatków budżetowych sprawdziła się w latach kryzysu i jest z powodzeniem stosowana także obecnie. Generalnie budżetu nie wolno widzieć tylko w ciasnych kategoriach stabilizacji finansowej, bowiem oddziałuje on na rozwój i może być on elementem zmniejszania głębokości cyklu koniunktury. Nie można jednak w sytuacji sporego deficytu poprawnie pobudzić gospodarki poprzez dalsze jego zwiększenie. Keynes radził zwiększanie wydatków publicznych tylko okresowo dla złagodzenia cyklu koniunkturalnego a nie stale ! W Polsce sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana z powodu zagranicznej własności banków. Banki transferują zyski z hodowania długów za granicę. Fakt ten przekreśla w Polsce m.in. skuteczność metody Keynesa.


W sprawie publicznego długu w rękach prywatnych istnieje pewna analogia do komercjalizacji zadań państwa. Jak podkreśla amerykański noblista i krytyk globalizmu Joseph Stiglitz - komercjalizacja ma sens a nawet może dać pozytywne efekty, jednak muszą być spełnione m.in. takie warunki konieczne (lecz nie dostateczne!) jak niskie stopy procentowe i narodowa własność banków! Inaczej komercjalizacja jest destruktywna. Widać to wyraźnie na przykładzie Polski, która - po oddaniu swych banków - traci możliwości jakiegokolwiek wpływu na system.


Kapitalizm nomadów


W dodatku rząd RP i Narodowy Bank Polski stwarzają bankom (dziś już de facto zagranicznym) cieplarniane warunki. Banki w zasadzie nie funkcjonują u nas na rynku kredytów gospodarczych, tak jak to jest na Zachodzie. Po prostu kupują papiery rządu. Są bardzo słabe technologicznie i nie mają doświadczenia w gospodarce. Wiedzę i doświadczenie w tej dziedzinie zbiera się latami i szybka zmiana istniejącego stanu rzeczy nie jest możliwa. Cieplarniane warunki skutkują niską jakością oferty banków i ich zacofaniem. Przez „polskie” banki przepływają ogromne strumienie „czarnego” kapitału przestępczych syndykatów. Nad zjawiskiem tym NBP nie panuje i niewiele się nim interesuje. Kapitał ten w krótkim okresie przyczynia się do stabilizacji złotówki, podobnie jak dolary globalnych finansowych nomadów. Jest to jednak funkcjonalizacja patologii.
Zjawisko wypierania kredytów powoduje wymuszone samofinansowanie się podmiotów gospodarczych. A więc z czynionych oszczędności dokonuje się inwestycji i powiększa się kapitał obrotowy. Samofinansowane inwestycje są przewlekłe. To powoduje zamrożenie i deprecjacje kapitału już ulokowanego w trwającej inwestycji. Zablokowany jest mechanizm alokacji, inwestują tylko te firmy, które aktualnie uzyskują dobre wyniki z rozwiniętej już działalności. Nie powstają lub powstają z oporami firmy w efektywnych branżach nowoczesnych.
Firmy kredytują się wzajemnie w około 50-60% – należności płacone są z ogromnymi opóźnieniami. To obniża ich konkurencyjność. Opóźnienia te oraz wysokie stopy procentowe nakręcają spirale kosztów i cen. Kreują inflację. A więc - przy uwzględnieniu całego mechanizmu gospodarczego - wysokie stopy procentowe zamiast inflację tłumić przyczyniają się do jej podtrzymywania. W aktywności inwestującej firmy wyraźnie widać dwa okresy cyklu. Cykl oszczędzania i inwestowania. Cykle te nakładają się na cykle koniunktury w gospodarce i obniżają efektywność i stabilność całego systemu a możliwe że pogłębiają procesy kryzysowe. Zmiany stóp procentowych powodują także zmiany popytu na kredyty konsumpcyjne. Ten efekt znów powiększa cykliczność.
Summa summarum: wysokie oprocentowanie bonów rządowych powoduje że banki nie wspomagają rozwoju gospodarczego czy też - wręcz w nim nie uczestniczą. Długookresowo konkurencyjność gospodarki poprawia się przez polepszanie nowoczesności i jakość towarów oraz podnoszenie efektywności majątku wytwórczego. Banki w Polsce nie odgrywają na tym polu nieomal żadnej roli. Optymalna alokacja kapitału jest zablokowana. Unieruchomiony jest podstawowy mechanizm kapitalizmu.
Bogacenie się banków uczestniczących w procesie wzrostu gospodarczego jest zjawiskiem pozytywnym, bowiem bogaci się całe społeczeństwo. Natomiast uczestnictwo banków w oszczędnościach rentierskich i spekulowanie na bonach rządowych jest anty-standardem światowym i chyba najbliższe jest lichwie. W sytuacji „silnej złotówki” decyzje podejmowane w gospodarce mają wyłącznie pozory racjonalności. Takim pozorem sensownej działalności bankowej są „polskie” banki.


Fragmenty niepublikowanej książki Jerzego Matusiaka
http://www.bezcenzury.net/index2.htm
 

Dodaj wpis do księgi gości

Pokaż wpisy
Kontakt: ryszard.k@poczta.itl.pl