-->
Strona główna | Mapa serwisu | English version  
Ryszard Kusz
Strona domowa
Stronka jest moją wizją rzeczywistości ukrytej przed ludźmi, robiona przy małej wiedzy warsztatu webmastera
O sprawach tu poruszanych nie dowiesz się w oficjalnych mediach

”i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” - [Jan 8, 32]
Księżycowa mistyfikacja
Nauka i technika > Spiski > Księżycowa mistyfikacja

Kosmiczna mistyfikacja
Czy NASA sfingowała program Apollo?
– W 2020 roku wrócimy na Księżyc – powiedział prezydent Bush. – Jak to wrócimy? – pytają jego oponenci. – Nigdy tam nie byliśmy.

W ubiegłym miesiącu NASA ogłosiła, że w 2008 roku wyśle na orbitę Księżyca sondę kosmiczną Lunar Reconnaissance Orbiter. Przygotuje ona dokumentację wizualną na potrzeby przyszłych lotów na Księżyc. Sfotografuje powierzchnię Srebrnego Globu tak dokładnie, że na zdjęciach zobaczymy przedmioty pozostawione przeszło 30 lat temu przez astronautów z programu Apollo, może nawet ślady ich butów, oraz resztki sond wysłanych przez Rosjan. Inżynierowie mówią, że sonda wielokrotnie sfotografuje miejsca lądowania, aby przeciąć spekulacje, że program Apollo był tylko mistyfikacją wykonaną na zlecenie rządu USA.

Zwolennicy tej absurdalnej tezy ignorują dowody potwierdzające wylądowanie Amerykanów na Księżycu. Za nic mają kilkaset kilogramów skał księżycowych przywiezionych przez astronautów, mnóstwo zdjęć oraz to, że na powierzchni Srebrnego Globu stoi lustro odbijające światło laserowe, co pozwala precyzyjnie mierzyć odległość Ziemi od jej naturalnego satelity. Dla nich uwierzyć znaczy zobaczyć. A tak małych obiektów jak lądowniki czy pojazdy księżycowe nie widzi nawet Kosmiczny Teleskop Hubble’a. Pierwsza szansa sfotografowania tego sprzętu pojawi się dopiero w 2008 roku.

Sugestie, że NASA sfingowała program Apollo, pojawiły się w 1966 roku. Towarzystwo Płaskiej Ziemi zakwestionowało wtedy prawdziwość zrobionego przez załogę Apollo 8 zdjęcia przedstawiającego Ziemię jako glob krążący w kosmosie. I to tylko dlatego, że zdjęcie zakłócało ich wizję świata. To wystarczyło za koronny dowód przeciwko prawdomówności NASA. Później pojawiły się kolejne spekulacje. W 1974 roku, dwa lata po zakończeniu programu Apollo, Bill Kaysing opublikował książkę „Nigdy nie polecieliśmy na Księżyc”. Z roku na rok argumenty potwierdzające tę tezę coraz bardziej przypominały dyskusję naukową. Analizowano zdjęcia i filmy z kolejnych misji. I tropiciele spisku wreszcie wykryli prawdę.

Według nich statki z serii Apollo istotnie startowały, ale jedynie krążyły kilkanaście dni po orbicie Ziemi i z powrotem lądowały na niej, a nie na Księżycu. Wszystkie przekazy realizowano w tajnym studiu w Hollywood, a nad całością fałszerstwa czuwał Stanley Kubrick, reżyser, który w 1968 roku kończył pracę nad filmem „2001: Odyseja kosmiczna”.


Jakżeby mogło być inaczej, argumentowali zwolennicy fałszerstwa, skoro amerykańska flaga powiewa na wietrze, a na Księżycu nie ma atmosfery. Na dodatek z silników lądownika nie wydobywa się płomień – mówili. Poza tym, skoro filmowano start Apollo 17 ze Srebrnego Globu, to ktoś musiał stać za kamerą i poruszać nią – dodawali. Na nic zdały się wyjaśnienia, że flagi się ruszają, bo astronauci wbijają w grunt maszty, na których są zawieszone, i że płomienia z dysz nie widać w próżni, a kamerą filmującą start Apollo 17 z powierzchni Księżyca sterowano automatycznie z Ziemi. Teorie spiskowe zyskiwały nowych zwolenników. Wsparł ich film fabularny z 1978 roku „Koziorożec 1” opowiadający historię sfingowanego przez NASA lądowania na Marsie.

Teorie spiskowe nie miałyby racji bytu bez tłumaczenia, po co ta rzekoma mistyfikacja. Ich zwolennicy podają naprawdę kosmiczne powody. Program Apollo miał odwrócić uwagę społeczeństwa od wojny w Wietnamie. Dowodem ma być fakt, że przerwano go w tym samym czasie, kiedy Ameryka ogłosiła wycofanie się z Wietnamu. Zapominają jednak, że amerykańska opinia publiczna tak bardzo przywykła do relacji z Księżyca, że na start i lądowanie Apollo 17 – ostatniego z serii – nikt już nie zwracał uwagi. Kongres wstrzymał finansowanie programu, bo nikogo – poza NASA – on nie obchodził.

Inna teoria mówi o tym, że amerykański rząd musiał jakoś pokazać, iż jest liderem wyścigu w kosmos. Rosjanie dwa razy dotkliwie zranili amerykańską dumę, wysyłając w kosmos Sputnika 1 i Jurija Gagarina. Zwycięstwo w wyścigu na Księżyc stało się więc kwestią prestiżu. Tak ważną, że posłużono się kosmicznym oszustwem. Ta spekulacja ma jednak dość istotną lukę. Skoro Rosjanie ścigali się z Amerykanami, to z pewnością obie strony patrzyły sobie na ręce. Gdyby ZSRR zauważył, że którykolwiek ze statków Apollo nie leci na Księżyc, ale jedynie cichcem krąży po orbicie Ziemi, z pewnością natychmiast zdemaskowałby oszustwo rywala.

Ludzie wierzący w księżycową mistyfikację utrzymują również, że 30 mld dol. wydanych na program Apollo wystarczyło, żeby kupić milczenie wszystkich zaangażowanych w spisek. A nieprzekupnych spotkała śmierć – twierdzą i podają 10 ofiar programu, w tym trzech astronautów, którzy spłonęli żywcem w kapsule Apollo 1. Ponoć Gus Grissom, dowódca Apollo 1, mawiał, że jeśli coś złego ma się wydarzyć, to spotka to jego. Wypowiedź Grissoma traktuje się jako koronny dowód wielkiego spisku, gdzie niepokorni giną, a cisi dostają wielkie pieniądze.

Do dziś zwolennicy teorii o mistyfikacji wytaczają działa, ale trzeba przyznać, że NASA oraz uczestnicy programu Apollo trochę im w tym pomogli. Czas zimnej wojny sprzyjał podejrzliwości. Dlatego FBI zniszczyło dokumentację lądowników księżycowych LEM i rakiet nośnych Saturn, przechowywaną w firmach Northrop Grumman i Boeing, które zbudowały te pojazdy. Zapewne chciało, aby nie wpadły w ręce Rosjan. Bo potężna rakieta Saturn mogła służyć zarówno do lotu na Księżyc, jak i dostarczania na orbitę Ziemi sporego arsenału. Nadto Allan Shepard, dowódca Apollo 14, dla żartu zawiózł na Księżyc kij golfowy i piłeczkę. W ten sposób stał się pierwszym golfistą pozaziemskim. Napisał o tym nawet książkę. Niestety, w wydawnictwie zakwestionowano jakość zdjęć dokumentalnych, na których Shepard uderza w piłkę, więc ktoś w NASA usłużnie zrobił odpowiedni fotomontaż, składając kilka zdjęć z misji Apollo 14. W świat poszła fałszywka podpisana autorytetem Sheparda i NASA. A skoro dla głupiej książki ktoś fałszował dokumentację fotograficzną, dlaczego nie miał tego zrobić dla o wiele poważniejszej sprawy? – rozumowali detektywi wietrzący kosmiczną aferę.

NASA stanowi pożywkę dla zwolenników teorii spiskowych. Biorą oni pod lupę nie tylko program Apollo, lecz także program marsjański. Ludzie od dawna wierzyli w cywilizację na Czerwonej Planecie. Od XIX wieku wyobraźnię rozpalały obserwacje Giovanniego Schiaparellego, który widział wyraźnie sieć kanałów przecinających powierzchnię tej planety. Wniosek był jeden: to kanały irygacyjne zbudowane przez Marsjan w celu nawadniania pól uprawnych. Przez cały XX wiek kanały, które były zwykłym złudzeniem, powoli parowały, a Czerwona Planeta pokazywała swe prawdziwe niegościnne oblicze. Ale Marsjanie wciąż żyli w ludzkiej wyobraźni. W 1975 roku poleciały tam dwie amerykańskie sondy Viking, aby szukać śladów życia. Zanim wylądowały, długo krążyły wokół planety, szukając dogodnego miejsca. Eksperymenty mające pokazać, czy na Marsie jest życie, czy nie, spaliły na panewce (niedawno pokazano, że sondy nie znalazłyby również żywych organizmów na pustyni Atacama w Chile). W rocznicę lądowania NASA opublikowała najciekawsze zdjęcia zrobione przez sondy Viking z orbity i tym samym rozpętała kolejną burzę. Jedno ze zdjęć do złudzenia przypominało ludzką twarz. Naukowcy z NASA uznali to za zabawną grę świateł. Zwolennicy Marsjan z kolei – za przesłanie zamierzchłej cywilizacji. Spekulacje zatoczyły tak szerokie kręgi, że NASA, planując kolejną misję – Mars Observer – która rozpoczęła się w 1992 roku, postanowiła jeszcze raz sfotografować tajemniczą twarz, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Niestety, sonda zamilkła na trzy dni przed wejściem na orbitę Czerwonej Planety. Gdy naukowcy w NASA gorączkowo zastanawiali się, co spowodowało awarię, za bramami laboratorium w Pasadenie ustawił się tłum demonstrantów, którzy głęboko wierzyli, że agencja ukrywa fotografie wykonane przez sondę, bo są one zbyt szokujące.

Na zdjęcia tajemniczej twarzy trzeba było czekać kolejne sześć lat, gdy na orbitę Marsa weszła sonda Mars Global Surveyor. Skała sfotografowana w większym zbliżeniu okazała się zwykłą górą o dość oryginalnym kształcie i niczym więcej. Jednak łowcy sensacji nie dali za wygraną. Do dziś analizują kolejne zdjęcia powierzchni Czerwonej Planety i dowodzą, że część obiektów to pozostałości ogromnych budowli utworzonych przez Marsjan. I na nic zdają się zapewnienia geologów, że natura potrafi utworzyć przedziwne kształty. Na przykład w Arizonie jest góra, która z lotu ptaka do złudzenia przypomina wielbłąda, choć nie została utworzona ani ludzką ręką, ani wielbłądzim kopytem. Zresztą nie trzeba daleko szukać – wielu turystów widzi śpiącego rycerza, patrząc na Giewont.


Czy zdjęcia z Lunar Reconnaissance Orbiter przekonają sceptyków? Wątpliwe. W końcu czuwać będzie nad nimi NASA, która sfingowała program Apollo.


Więcej na ten temat można poczytać na: http://www.rzeszow.mm.pl/~gd/index.html

Prawda z reguły jest bezwzględna !
Dodaj wpis do księgi gości

Pokaż wpisy
Kontakt: ryszard.k@poczta.itl.pl