-->
Strona główna | Mapa serwisu | English version  
Ryszard Kusz
Strona domowa
Stronka jest moją wizją rzeczywistości ukrytej przed ludźmi, robiona przy małej wiedzy warsztatu webmastera
O sprawach tu poruszanych nie dowiesz się w oficjalnych mediach

”i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” - [Jan 8, 32]
Zakopywali niebezpieczne odpady
Artykuły i linki > Moje opublikowane artykuły > Zakopywali niebezpieczne odpady

Zakopywali niebezpieczne odpady

Czy w Rzeszowie tyka ekologiczna bomba? Byli pracownicy firmy Eko-Top twierdzą, że tak. Ich relacje, których wysłuchali reporterzy „Dnia Rzeszowa” są wprost szokujące. Wynika z nich, że Eko-Top zamiast likwidować niebezpieczne odpady, po prostu je zakopywał. – Działo się to na polecenie prezesa firmy Czesława Sanetry – twierdzą nasi informatorzy.


– Prezes kazał mi z kolegą zakopać za magazynem od strony elektrociepłowni puszki po farbach i lakierach na głębokość półtora metra – mówi pan Kazimierz, były pracownik Eko-Topu. – Nie chciało nam się kopać tak głęboko, więc zrobiliśmy dół na niecały metr. Prezes mówił tylko, żeby się pośpieszyć, bo mają tam być sadzone drzewka.

– Świetlówki i akumulatory nie były zabezpieczone – opowiada pan Roman S. – Stały pod siatką, niby na paletach, ale wiadomo, na deszczu wszystko ściekało. Tak samo beczki z olejami, smarami. Gdy któraś z nich zaczęła przeciekać, to były zasypywane piaskiem, ale i tak wszystko wsiąkało.

– W magazynach nas zamykali i czyściło się te świetlówki – dodaje pan Edward.

– Świetlówki były czyszczone przeważnie w sobotę. Było to oddzielne zajęcie, wynagrodzenie płacono od ręki dodatkowo. Odpady się wywoziło w te dni, kiedy nie było kontroli. Zakopywane były w godzinach wieczornych. Nie było wtedy nikogo. Pracowała wówczas trzecia zmiana. Nie było podpisywania listy obecności, wszystko tak „na lewo” – potwierdza pan Roman.

Byli pracownicy Eko-Topu zarzekają się, że widzieli, jak wylewano „popłuczki po benzynach, kwasach, elektrolitach” obok muru, w pobliżu którego była fabryka makaronów.
Według świadków tych szokujących wydarzeń, na miejscu wysypywania odpadów nawieziono ziemię, posadzono drzewa, a nawet urządzono oczko wodne. W innym miejscu, w którym wylądowała część trujących substancji, powstał garaż.

Palili trucizny

Prawie wszyscy nasi rozmówcy potwierdzają, że mieli okazję widywać ciemny dym wydobywający się z komina Eko-Topu. Wyczuwali również nieprzyjemny zapach.
– Mam działkę koło Eko-Top-u i jako chemik stwierdzam, że zapachy, jakie się tam czasem wieczorem unoszą, świadczą o niecałkowitym spalaniu związków organicznych – powiedział prof. Bolesław Fleszar z Politechniki Rzeszowskiej.

Te spostrzeżenia postronnych osób potwierdzają byli pracownicy Eko-Topu.
– Na początku najgorsze rzeczy były palone od godziny 8 wieczór do 10.30, 11 w nocy – mówi pan Edward. – Później palili już na okrągło. Jakby nie spalili, to by trzeba było je wysłać do Dąbrowy Górniczej i zapłacić. A jak ich nie odprowadził [prezes Eko-Topu – przyp. red.] i umieszczał tutaj, to mu pieniądze zostały.

Jak do tego mogło dojść niemal w środku miasta?

Eko-Top to firma twierdza. Mieści się na ponad 60-arowej działce na terenie WSK Rzeszów. Aby dostać się na jej teren, trzeba posiadać specjalną przepustkę. Każdy reporter przy bramie wjazdowej musi dokładnie pokazać co ma w torbie – strażników interesuje przede wszystkim sprzęt fotograficzny.

– Zawsze w takich sytuacjach dzwonili zaraz z bramy – wspomina pan Edward. – Gdy przyjeżdżała kontrola, telewizja, to dawali wolne i wysyłali do domów.

Lokalizacja Eko-Topu jest niezwykle korzystna, ale wyłącznie dla właścicieli i szefów firmy. Mniej zadowolone z sąsiedztwa ze spalarnią niebezpiecznych odpadów mogą być jednak tysiące innych osób. Chodzi przede wszystkim o mieszkańców pobliskiego osiedla, którzy są wręcz oburzeni działalnością firmy utylizującej niebezpieczne odpady. Osoby, którym Eko-Top przeszkadza w normalnym życiu, można spotkać także na innych sąsiednich osiedlach, w budynkach Politechniki Rzeszowskiej, w pobliskich szkołach.

Z naszych informacji wynika, że wśród ludzi, którzy pilotowali powstanie tego zakładu, był m.in. Janusz Kurnik, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Wojewódzkiego w Rzeszowie. Był on również przez kilka lat przewodniczącym rady nadzorczej Eko-Topu. Do dzisiaj sprawuje też, z racji piastowanej funkcji w urzędzie wojewódzkim, nadzór nad Marią Suchy, czyli wojewódzkim inspektorem ochrony środowiska w Rzeszowie. Ona zaś przeprowadzała większość kontroli w firmie Eko-Top.

Urzędnicy ci zapomnieli o obowiązujących przepisach w chwili, gdy Eko-Top powstawał. Ustawa o ochronie i kształtowaniu środowiska (z 31 stycznia 1980 r.) zakazuje bowiem budowy w granicach administracyjnych miast zakładów stwarzających zagrożenie dla zdrowia ludzkiego. Natomiast według rozporządzenia ministra ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa (z 13 maja 1995 roku), wśród inwestycji szczególnie niebezpiecznych znajdują się właśnie zakłady unieszkodliwiania odpadów poprzez poddawanie ich procesom termicznym, czyli spalarnie.

Eko-Top – zdobywca nagród, wyróżnień, dyplomów

Od statuetek zdobytych w różnych konkursach aż roi się w gabinecie prezesa Eko-Topu Czesława Sanetry. Przedsiębiorstwo Fair Play przez dwa lata z rzędu, laureat Podkarpackiej Nagrody Gospodarczej w 2002 roku, laureat konkursu „Przyjaźni środowisku” – trudno je wszystkie wymienić.

Żadne z tych wyróżnień nie zostało jednak Eko-Topowi przyznane na początku istnienia firmy. Można więc wysnuć proste przypuszczenie, że obecnie w tej rzeszowskiej firmie wszystko jest w jak najlepszym porządku. Potwierdzają to też badania, które w Eko-Topie wykonali podkarpacki WIOŚ oraz krakowska firma EMIPRO.

– Na podstawie dokumentów, jakie do nas docierają, nie możemy stwierdzić, że Eko-Top zatruwa środowisko – powiedział Marek Koberski, wiceprezydent Rzeszowa.
Dodał jednak, że skutki hipotetycznej awarii w tym zakładzie, z powodu jego usytuowania, mogłyby być tragiczne. Poza tym w związku z licznymi skargami okolicznych mieszkańców jest on gotowy na skontrolowanie Eko-Topu.

– W budżecie Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Rzeszowa są na to pieniądze. Czekamy tylko na wskazanie przez radę osiedla niezależnego laboratorium, które przeprowadziłoby badania – powiedział.

Imiona i inicjały byłych pracowników Eko-Topu na ich prośbę zostały przez redakcję zmienione. Wszyscy twierdzą, że boją się otwarcie mówić o Eko-Topie. Dane osobowe naszych informatorów są jednak oczywiście znane redakcji „Dnia Rzeszowa”, a ich wypowiedzi zostały autoryzowane i własnoręcznie podpisane.

Dzień Rzeszowa, 2004-11-26
Dodaj wpis do księgi gości

Pokaż wpisy
Kontakt: ryszard.k@poczta.itl.pl