Jazz & folk – muzyka na pograniczu W ubiegłym tygodniu rzeszowski zespół „Domarski Quartet” gościł w Gospodarstwie Agroturystycznym Anny i Andrzeja Pawlaków „Wilcza Jama” w Mucznem dając wspaniały, plenerowy koncert. Po występie nie było tradycyjnego jam session, zagrano mieszankę jazz – folk. Zespół Stanisława Domarskiego wystąpił bowiem wspólnie z ukraińską grupą folkową „Na Drabinie”. Oba zespoły zaprezentowały coś, co trudno określić – muzykę pogranicza. Dobry pomysł to połowa sukcesu Pomysł zagrania w Mucznem zrodził się z chwilą, kiedy było wiadomo, że „Domarski Quartet” nie wystąpi tego roku na Ukrainie jak miało to miejsce poprzedniego lata. Wtedy to, dał on dwa koncerty w tym kraju: we Lwowie i Starym Samborze. Właśnie to drugie miasto leży po przeciwnej stronie granicy, na wysokości Bieszczadów. Nie można zagrać tam, więc zagramy po polskiej stronie. Otwarty na nowe, ciekawe pomysły gospodarz „Wilczej Jamy” Andrzej Pawlak od razu poparł propozycję Rzeszowskiego Stowarzyszenia Jazzowego Res – Jazz oraz muzyków ukraińskich. - Robimy tą imprezę w Mucznem – powiedział. Przeszkodą może być granica
Ukraiński jazz miało reprezentować „Trio Ryszarda Kanafoskiego”. Niestety granica, choć tak nieodległa, znowu stała się zbyt dużą przeszkodą. Jedyny przedstawiciel tej formacji a jednocześnie szef zespołu folkowego „Na Drabinie”, Jarosław Mycak nie krył swego rozgoryczenia. - Zagramy razem, może też będzie ciekawie – powiedział. Najpierw było jazzowo „Domarski Quartet” ustawił sprzęt muzyczny na podeście usytuowanym na skraju górskiego strumyka, wypływającego ze zboczy Jeleniowatego, przy stawie z pluskającymi w nim pstrągami. Słuchacze zasiedli na drewnianych ławach, pod stylową wiatą na środku której pali się ogień i pieką kiełbaski. Mija godzina 17, zespół rozpoczyna występ. Z początku trochę nieśmiało, z biegiem czasu wraz z aplauzem zgromadzonych coraz żywiej. Koncert miał trwać godzinę, przedłużył się do ponad dwu. Nie obyło się bez licznych bisów.
- Jak dotąd nie znałam tej muzyki, teraz jestem nią zachwycona – mówiła jedna z wczasowiczek „Wilczej Jamy”. Na pograniczu
Miejscowość Muczne leży „na końcu świata”. Jest jedną z dalej położonych osad gminy Lutowiska, do granicy z Ukrainą tylko kilka kilometrów. Jest to miejsce nad wyraz ciekawe bo na każdym kroku widać tu ścierającą się tradycję z nowoczesnością. Kilkanaście lat temu ośrodek wypoczynkowy notabli partyjnych, obecnie zaś typowa miejscowość wypoczynkowa. Przy lepszej obserwacji można jeszcze dostrzec unoszący się w pobliżu hotelu duch komunizmu. W innych miejscach widać już nowoczesne domy, nawiązujące jednak do dawnej kultury tych stron. Miejscowa ludność, przybysze z całej Polski, bardzo dobrze zaaklimatyzowali się do tych trudnych, bieszczadzkich warunków. Po zachłyśnięciu się nowym, próbują powracać do tradycji w jakiej żyli Bojkowie i Łemkowie, przedwojenni gospodarze tych stron. Powrót do korzeni zapoczątkował właściciel „Wilczej Jamy”, Andrzej Pawlak. Na początek tradycyjne budowle i wyposażenie. Później zrodził się pomysł by na wieczorkach grali prawdziwi Bojkowie. W tej chwili zespół „Na Drabinie” czuje się tu jak u siebie w domu. - A może właśnie w tym miejscu połączyć muzykę tradycyjną, czyli folk z nowocześniejszym jazzem – zaproponował jeden z członków Rzeszowskiego Stowarzyszenia Jazzowego – Taką muzykę pogranicza. Folk & jazz
Po przedłużonym koncercie zespołu „Domarski Quartet” swoje muzykowanie rozpoczęła grupa „Na Drabinie”. Jak zwykle, na początek zabrzmiały tradycyjne bojkowskie melodie. Po chwili, zaczęli dołączać do nich muzycy rzeszowscy z zaawansowanymi rytmami jazzowymi. Zarówno goście, gospodarze jak i sami muzycy zdawali się być zaskoczeni tym muzycznym koktajlem. Część gości z zaciekawieniem słuchała, inni ruszyli od razu w tany. Rzeczywiście, trudno się dziwić zarówno jednym jak i drugim. Pierwsi, zapewne słysząc po raz pierwszy taką muzykę próbowali ją chłonąć, innych nogi same niosły na podłogę.
- Nie spodziewałem się, że wyjdzie to tak wspaniale – stwierdził Stanisław Domarski
- Słyszałem jak goście mówili „szkoda, że nie została nagrana płyta” – dodał Być może właśnie w tej, jednej z najdalej wysuniętych na południowy – wschód miejscowości w Polsce zaczął rodzić się nowy gatunek muzyki. Po reakcjach słuchaczy jak i samych muzyków można śmiało powiedzieć, że jest to coś co się może podobać. Co więcej, muzyka ta nie pozwala by się przeszło obok nie przystając przynajmniej na moment. Musimy więc mieć tylko nadzieję, że koncert tego typu zaistnieje też gdzieś bliżej nas. Wtedy właśnie moglibyśmy ocenić czy impreza w Mucznem była tylko jedną z wielu, czy było to prekursorskie wydarzenie. sierpień 2004 r.
|